Słowo „przedsiębiorczość” od wielu lat w naszym kraju odmieniane jest na wszystkie możliwe sposoby, budząc w jednych zachwyt i podziw, a w innych przeciwnie – zazdrość, a czasem złość.  U tych pierwszych wynika to pewnie z chęci podążania za wolnością i niezależnością. Emocje negatywne związane z hasłem „przedsiębiorczość” wynikają zapewne w dużej mierze z historii o cwaniakach, biznesmenach w białych skarpetkach (jeśli czytający jeszcze pamiętają te czasy ze swojego dzieciństwa) i tzw. układach. Te skojarzenia to także stwierdzenia typu „pierwszy milion trzeba ukraść”, „skóra, fura i komóra” itd. Biznes tworzą ludzie, więc są wśród biznesmenów zarówno oszuści, jak i hojni darczyńcy – nawet jeśli wspierając innych, odliczają to od podatku.

 

Przeczytanie tego tekstu zajmie Ci około 10 minut. 

 

Jeśli myślisz o prowadzeniu swojej firmy, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy bycie przedsiębiorczym (jako człowiek) oznacza bycie przedsiębiorcą (w znaczeniu prowadzenia firmy)? Oraz czy bycie przedsiębiorcą oznacza bycie przedsiębiorczym? Będąc przedsiębiorcą od prawie 20 lat, poszukuję innych przedsiębiorców do budowania z nimi relacji biznesowych. Z kolei zatrudniając ludzi i budując z nimi swoją firmę, szukam w nich przedsiębiorczości. Rozumiem to pojęcie jako aktywność, myślenie kategoriami biznesowymi, traktowanie swojego miejsca pracy z szacunkiem – co przejawia się m.in. w punktualności i terminowości, dbałości o koszty i dobre relacje z innymi. Na co więc warto zwrócić uwagę, planując prowadzenie własnego biznesu?   

 

Po pierwsze – odróżnij dobry pomysł na biznes od pomysłowości w biznesie

 

Co dla Ciebie oznacza prowadzenie firmy? Czy widzisz się siebie jako freelancera prowadzącego jednoosobową działalność czy osobę zarządzającą grupą pracowników? Dlaczego chcesz prowadzić firmę? Bo masz dobry pomysł na biznes czy jesteś pomysłowy? Bycie pomysłowym nie jest jednoznaczne z osiągnięciem sukcesu. Nie wystarczy wymyślić – trzeba to jeszcze umieć sprzedać.

 

 

Po drugie – rozpraw się z marzeniami o niezależności

 

Niezależność to częsty motywator ludzi zakładających swoje firmy. Zdecydowana większość osób, które prowadzą własny biznes, traktuje to jako kluczowy bodziec wyrażany w słowach typu: „chcę być niezależny”, „nie chcę mieć szefa nad swoją głową”. Czy właśnie tego oczekujesz, zakładając swoją firmę?

 

W tym miejscu warto napisać: „zapomnij o niezależności”. Chyba że chcesz być niezależny od swojego szefa – wtedy bycie przedsiębiorcą bardzo Ci w tym pomoże, bo będziesz sam dla siebie szefem. Ale prowadzenie firmy to nie jest życie na bezludnej wyspie. W rzeczywistości będziesz zależny od większej liczby podmiotów i konkretnych osób niż w przypadku pracy na etacie. Nie wierzysz? Oto kilka przykładów.

Otóż będziesz zależny od:

  • klientów i ich płatności (ale najpierw musisz ich zdobyć)
  • dostawców (np. dostawców internetu czy dostawców papieru do drukarki)
  • instytucji finansowych typu bank i ich pracowników (otrzymasz kredyt obrotowy lub nie, zmienią oprocentowanie Twojego kredytu, a może podniosą opłaty za prowadzenie konta) 
  • ZUS-u i US (jasne, zawsze możesz spróbować być od nich niezależny i na przykład nie odpowiedzieć na wezwanie którejś z tych instytucji do stawienia się albo nie zapłacić, bo klient Ci nie zapłacił…) 
  • administracji, przepisów prawa i urzędników (pozwolenia, zezwolenia, druki itd.)
  • do tych punktów dołącz nawet właściciela wynajmującego Ci lokal – też jesteś od niego bezpośrednio zależny (podniesie czynsz czy też nie, naprawi światło w toalecie czy nie?).

A to tylko fragment długiej listy…

 

W przypadku pracy na etacie 99 procent powyższych tematów załatwia Twój pracodawca. A Ty jako pracownik masz to w nosie. Mając swoją małą firmę, poznasz pewnie niejednokrotnie gorzki smak sytuacji, gdy zamiast realizować zlecenie dla klienta, biegasz po urzędach i załatwiasz pilne tematy firmowe, których niezrealizowanie w terminie wiąże się przykrymi konsekwencjami. W końcu jesteś przedsiębiorcą i nikt tego za Ciebie nie załatwi. Klient nie zapłacił za usługę? Jeśli jesteś pracownikiem, nie obchodzi Cię to. Po prostu idziesz pod koniec miesiąca do szefa po wypłatę. Przecież Ty swoje zrobiłeś, a to że klient nie zapłacił, to problem szefa. Kiedy jesteś „na swoim”, możesz zwrócić się tylko do samego siebie o pieniądze.

 

 

Nie powinieneś mylić niezależności w organizacji czasu swojej pracy (pracujesz, kiedy chcesz i nie odbijasz karty) ze swobodą i niezależnością biznesową. W przypadku tej drugiej musisz pogodzić się także z wieloma niedogodnościami. Weźmy jako przykład urlop. Jako pracownikowi przysługuje Ci płatny urlop wypoczynkowy. Odpoczywasz, nabierasz sił, regenerujesz się i masz zagwarantowane w tym czasie wynagrodzenie. A teraz wyobraź sobie, że prowadzisz niezależną, jednoosobową działalność gospodarczą. Nie masz płatnego urlopu. Jedziesz na wakacje, ale w tym czasie nie zarabiasz. Chyba że grasz na giełdzie i nie tracisz. Gdy jesteś na wakacjach (w końcu dla własnego zdrowia też trzeba odpocząć), ZUS nie obniży Ci za ten okres składki. Nie pracujesz i nie zarabiasz, ale kolejne dni miesiąca mijają nieubłaganie i koszty prowadzenia firmy nie znikają.

 

Po trzecie – naucz się gospodarować swoim czasem i zadaniami

 

Może masz szefa, którego dziś często nienawidzisz albo przynajmniej nie rozumiesz, bo się czepia, że spóźniłeś się 15 minut albo na pół godziny włączyłeś sobie YouTube w pracy dla odprężenia. W końcu robota nie zając. Kiedy jednak prowadzisz swój biznes, nagle uświadamiasz sobie, jak cennym zasobem jest czas. Im szybciej nauczysz się pracować skutecznie, a nie długo, tym lepiej dla Ciebie i Twojego biznesu. Jako szefowi płacą Ci za zrealizowane zlecenia, a nie za godziny.

 

Jeśli Twój pracownik ogrywa Cię na godzinę dziennie, serfując w internecie w godzinach pracy, za które mu płacisz, a zlecony mu projekt „leży”, to następuje zazwyczaj szybki reset dotychczasowego Twojego podejścia do roli szefa jako przyjaciela. Dlaczego? Policz szybko: godzina dziennie zmarnowanego czasu (za który płacisz!) razy pięć dni w tygodniu razy dwanaście miesięcy w roku daje jakieś 30 dniówek dodatkowego wolnego (oprócz „kodeksowego” urlopu). Nie odczuwasz tego, bo to tylko godzina dziennie. No właśnie, ale rocznie to 30 dni pracy, a raczej dni, które Ci „przepalił” Twój pracownik.

 

 

No i jeszcze absolutnie kluczowa sprawa – umiejętność ustalania priorytetowych zadań i ich realizacji. Sprawa o tyle ważna, że najczęściej te priorytetowe sprawy nie są najfajniejsze i najprzyjemniejsze.  Chyba warto zacytować w tym miejscu klasyka zarządzania, Petera Druckera: „Należy robić właściwe rzeczy (efektywność), a nie robić rzeczy we właściwy sposób (wydajność)”.  

 

Po czwarte – pokora. Ty i pewny sukces? Szybko się uczysz i liczysz, że nie popełnisz błędów w biznesie?

 

Nieprawda, musisz popełnić błędy, bo tylko na nich nauczysz się prowadzenia firmy. Pracownicy na etatach raczej nieczęsto płacą wprost za swoje pomyłki. W najgorszym razie dostaną reprymendę, wpis do akt, a w przypadku rażącego zaniedbania i spowodowania strat finansowych szef może się z nimi rozstać. Najczęściej jednak szef zaciska zęby i płaci za błędy pracowników (także te wynikające z nieświadomości), bo „dziś trudno o pracownika”, „pracownik się starał, ale nie wyszło”, „może to ostatni raz i wyciągnie naukę na przyszłość”. Kiedy jednak Ty jako szef popełnisz błąd, płacisz za niego osobiście. To są te kosztowne lekcje biznesu.

 

Uważasz, że nauczysz się biznesu z filmików z YouTube’a? Mnóstwo tam nagrywających i chyba całkiem nieźle z tego żyjących ludzi, którzy mówią o tym, jak być dobrym liderem, prowadzić świetny biznes, zmieniać swoje życie na lepsze itd. Wielu z nich robi świetny biznes, tylko opowiadając o tym, jak robić biznes. Uważaj na takich proroków. Nazywam ich „wiedziminami biznesu” („wiedzie mi się” – dzięki Tobie i Twojej kasie, którą mi płacisz, bo ja Cię karmię kolejnymi szałowymi kawałkami o rozwoju, realizacji nieograniczonych marzeń).

 

Czy to oznacza, że nie masz się inspirować? Oczywiście, że nie. Ale jeśli na karmienie się mowami motywacyjnymi poświęcasz więcej czasu niż na budowanie swojego biznesu (albo jeszcze tego nie zacząłeś, bo liczysz, że to stanie się samo po wysłuchaniu kolejnego odcinka z cyklu: zmień swoje życie), to prawdopodobnie jesteś uzależniony od tego typu doradców i nie masz prawdziwej motywacji (a może odwagi?), aby zacząć realnie działać. Krótko mówiąc – inspiruj się, szukaj, ale przede wszystkim działaj.    

 

Po piąte – zapomnij o niezależności finansowej, przynajmniej na początku swojej drogi biznesowej

 

Nie będziesz w pełni niezależny finansowo. Prowadząc jakikolwiek biznes, gonisz w każdej sekundzie za pieniędzmi. Na początku – żeby zarobić na koszty,  potem żeby odłożyć w lepszych czasach na trudniejszy okres w firmie. Po pewnym czasie (czego Ci życzę) masz na tyle środków, że biznesem się bawisz. I to jest wtedy szalenie wciągająca gra. Zarabiasz wtedy, budując nowe przedsięwzięcia i realizując nowe projekty. Działasz tak, bo Cię to fascynuje, a nie dla kolejnego miliona na koncie. Taki nałóg. Albo styl życia.  

 

 

W takim razie, o co chodzi z tymi historiami o niezależności? Gdy rozpoczynałem swoją przygodę z prowadzeniem własnej firmy (na początku w formie jednoosobowej działalności gospodarczej), miałem okazję spotkać doświadczonego przedsiębiorcę – dziś mojego dobrego klienta, ale i serdecznego znajomego. Powiedział wtedy znamienne zdanie: „Ja nigdy nie mam pieniędzy!”. Brzmiało to dziwnie w ustach człowieka prowadzącego 300-osobową firmę, mającego piękny dom i najnowszy model luksusowego samochodu. Już po kilku latach prowadzenia własnej firmy doskonale go zrozumiałem. Jeśli zaczynasz prowadzić biznes, musisz zmienić sposób myślenia o pieniądzach i sensie zarabiania na pracy.

 

Konsument (nieprzedsiębiorca) kupuje wypasiony smartfon, żeby zaimponować znajomym. Przedsiębiorca kupuje go, zastanawiając się, czy ma wszystkie potrzebne funkcje do bycia w kontakcie z pracownikami i klientami. Nieprzedsiębiorca kupuje wypasioną furę, żeby sąsiadom szczęka opadła, a przedsiębiorca kupuje auto, zastanawiając się nad amortyzacją, kosztami jego utrzymania, kolor dobiera pod kątem tego, czy będzie na nadwoziu dobrze widoczne logo firmy itd. Krótko mówiąc, nieprzedsiębiorca wydaje, a przedsiębiorca patrzy na zakupy jak na inwestycję w firmę. Wracając do zdania: „Ja nigdy nie mam pieniędzy” – dlaczego tak jest? Otóż prowadząc biznes:  

  • masz pieniądze w obrocie
  • każdy zakup traktujesz jak inwestycję
  • odkładasz i zabezpieczasz niepewne jutro dla siebie, rodziny, najbliższych i pracowników firmy
  • inwestujesz w drugą nogę biznesową.

Można wymieniać dalej. Nie będziesz niezależny finansowo, bo za wszelkie usługi nie będziesz płacił koralikami, tylko zarobionymi przez siebie i Twoją firmę pieniędzmi, a te musisz wcześniej zarobić. Dobrze jest mieć ich więcej, żeby się nie martwić o przyszłość i móc sobie pozwolić na większy wybór w trakcie zakupów.

 

 

W tym momencie mała rada: jeśli rozpoczynasz swoją przygodę z biznesem, wypłacaj sobie (na odrębne konto) wynagrodzenie nawet jako szef jednoosobowej firmy. Pieniądze Twojej firmy to nie do końca Twoja kasa. Musisz z nich nakarmić dostawców, ZUS, US itd. Jeśli zapłacisz nimi za drinki w czasie imprezy u znajomego i nie wystarczy na podatek, będziesz mieć problem. Lepiej zapłać za nie ze swoich prywatnych środków, a nie pieniędzmi Twojej firmy (no chyba że wrzucisz to w koszty, biorąc fakturę).

Dlaczego o tym piszę? Bo to częsty błąd – mylenie stanu konta ze stanem faktycznym swoich możliwości finansowych. Krótko mówiąc, nie myl obrotu firmy z zyskiem! Wiele razy byłem świadkiem dramatów, gdy rozdmuchane koszty na początku działania firmy kończyły się wywiezieniem leasingowego pięknego samochodu na lawecie i wystawieniem mebli na korytarz za niepłacone czynsze. 

 

Już wystarczy?

 

Czytając ten tekst, pewnie się zastanawiasz, po co w takim razie ten gość prowadzi firmę. Czy faktycznie to same zagrożenia? A może stara się zniechęcić innych do zakładania firmy? Absolutnie nie. Jeśli w trakcie czytania tego artykułu pojawia się w Twojej głowie myśl: „dobrze, że ten człowiek o tym pisze, ale i tak chcę spróbować” – to powinieneś to zrobić! To jest właśnie przedsiębiorczość – branie przysłowiowego byka za rogi i niepoddawanie się. Ale chcę Cię też przestrzec przed filmową iluzją szefa, którego jednym z ważniejszych problemów jest decyzja o wyborze ilości lodu do drinka popijanego pod słonecznym niebem przy zacumowanym jachcie.      

Zobacz także